Miejsca na weekend. Brenna – czyli w sercu Parku Krajobrazowego Beskidu Śląskiego; Co warto zobaczyć na wyspie Wolin. Samochodowy objazd najlepszych atrakcji; Mrzeżyno – Przewodnik po atrakcjach i przepięknej okolicy; Jaskinia Niedźwiedzia w Kletnie – wrażenia i praktyczne informacje; Jak jest na Wyspie Uznam? Wrażenia z wyprawy Dopiero na wysokości Szczecina odchodzi bardziej na zachód, by w końcu dotrzeć do wybrzeża Bałtyku na wyspie Uznam. Trasa jest świetnie oznakowana, a na większości odcinków prowadzi oddzielnymi drogami rowerowymi lub szosami o małym natężeniu ruchu. Bieganie to idealny sposób na spędzanie czasu na wyspie Skye. Żeby pomóc Ci dotrzeć do najpiękniejszych miejsc, sprawdziliśmy wszystkie trasy biegowe na wyspie Skye i wybraliśmy 20 najlepszych. Kliknij wybraną Wyprawę, żeby zobaczyć więcej szczegółów oraz zdjęcia i wskazówki dodane przez innych biegaczy. 25942 Pobierz trasę w aplikacji Wpisz kod w wyszukiwarce Informacje Rodzaj aktywności: Rower górski Stopień trudności: Średni Gwiazdki: 3.6 Dystans: 81,3 km Czas trwania: 10 h 45 min Średnia prędkość: 7,55 km/h Przewyższenie: 89 m Suma podejść: 1 548 m Suma zejść: 1 553 m Data: 21 lipca 2013 Lokalizacja: Polska, zachodniopomorskie, Świnoujście Przygotowaliśmy 5 ciekawych tras. Są różne pod względem trudności czy długości, dzięki temu każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Razem z Taseo proponujemy Wam 5 tras na wyprawę rowerową w odległości do 18 km od Góry. Co tydzień wybieramy inny zestaw. Sprawdź, jakie trasy rowerowe w pobliżu Góry przygotowaliśmy na weekend. Trasy rowerowe wokół Ustronia. Szukasz najlepszych szlaków rowerowych wokół Ustronia? Żeby ułatwić Ci wybór, zebraliśmy na tej stronie 20 najpiękniejszych tras na rower wokół Ustronia. Musisz tylko wybrać najlepszą z nich! Trasa Park Kopczyńskiego - Wisła–Malowniczy most na rzece Wisła (początek: Ustroń Brzegi) Łatwy. 01:15. . Rowery w Świnoujściu mają wzięcie! Chyba tylko w Amsterdamie widziałam więcej ludzi na ścieżkach rowerów w ŚwinoujściuRzuca się w oczy, że zdecydowana większość rowerzystów w Świnoujściu używa rowerów z wypożyczalni. W tym również ja. W moim przypadku rzadko się to zdarza, bowiem zwykle „ciągnę” mój rower gdzie się tylko da, ale podróż do Świnoujścia była niejako w drodze powrotnej z Hannoveru via Lubeka i rowerów nie było w jednak do wypożyczalni. I cen. Bo te potrafią być bardzo że najdroższe są rowery są w wypożyczalni automatycznej – zapłacić musimy nie tylko za rower, ale jeszcze jednorazową z wypożyczalni przy ulicy Słowackiego 20 (obok poczty) 602 230 688. Miejski rower z 7 przerzutkami, nowy, czysty w idealnym stanie. Za cały dzień zapłaciłam 25 zł, w cenie dostałam koszyk, zamknięcie do roweru, bike w kilku miejscach na terenie Świnoujścia 500 412 ul. Komandorska 1B 609 144 Wczasowy „Arka” ul. Siemiradzkiego 91 321 54 rowery czekają na nas w Ahlbeck… a my na promenadzie…właśnie tej Łatwa trasa transgraniczną promenadą – dla każdegoNajbardziej popularna trasa wiedzie kilka lat temu wybudowaną ścieżką pieszo – rowerową w kierunku niemieckiej granicy i dalej przez „cesarskie uzdrowiska” z eklektyczną zabudową : Ahlbeck, Heringsdorf i ścieżka prowadzi wzdłuż morza, po płaskim terenie. Trasa jest bardzo łatwa. Po drodze mijamy granicę z charakterystycznym oznaczeniem – niemal obowiązkowym punktem widokowym i fotograficznym dla każdego przejeżdżającego lub przechodzącego mankamentem tej trasy jest – paradoksalnie – jej łatwość. Jest wręcz oblegana. Prawdziwe tłumy rowerzystów podążają w obydwu ze Świnoujścia do Bansin o długości około 11 km, przebiega przez ładne miasteczka. Ciekawa architektura starych willi, liczne knajpki, molo w każdej z mijanej miejscowości – to pokusy, które znacznie opóźniają granicyPłać nawet za sekundę pobytu w niemieckim uzdrowiskuUwaga! Na terenie dawnych miast cesarskich istnieje obowiązek uiszczenia jednodniowej opłaty klimatycznej. Automaty do płacenia usytuowane są co kilkaset metrów, płacić można gotówką lub kartą. Opłata wynosi 2,5 euro za osobę dorosłą w terminie od 1 maja do 30 września, poza tym terminem płaci się połowę od tego, czy turysta przebywa na plaży ( wystarczy przejść plażą granicę, aby wejść w niemiecki obowiązek podatkowy), czy w miasteczku zobowiązany jest do uiszczenia opłaty. Zapłacić można we wspomnianym wyżej automacie lub u kontrolerów. Koniecznie należy zachować dowód wpłaty, bowiem jest ona ważna we wszystkich trzech miasteczkach. A kontrolują często!Oznaczone automaty do opłaty klimatycznej Trasa wzdłuż morza do uroczych, niemieckich miasteczekDoskonałym przedłużeniem wspomnianej wyżej trasy jest jej kontynuacja dobrze oznaczoną ścieżką rowerową do kolejnych miasteczek położonych nad za Basin zaczyna się nieco pod górkę. I to nie w przenośni. Trasa prowadzi przez wydmy, więc praktycznie jedzie się „góra – dół” na przemian. Urokliwie, ale zdecydowanie bardzie męcząco, szczególnie na miejskim przebiega przez majestatyczny, bukowy las szeroką, dobrze przygotowaną drogą, aby na kilka kilometrów przed miasteczkiem przejść w ze Świnoujścia do Ückeritz ( kolejnej za Bansin miejscowości) to około 20 kilometrów. Ückeritz jawi się jako zagubiona, bajeczna wioska z kolorowymi domami przy ładnej plaży. A w niej knajpka ( pewnie nie jedna, ale ta na poniższym zdjęciu przetestowana) z pysznym śledziem!Za Ückeritz można kontynuować trasę aż do Zinnowitz – około 30 km od ciekawostek spotkanych na trasie, szczególnie jedna zapadła mi w pamięć – szpaler kamperów i przyczep samochodowych na ciągnących się kilometrami wąskim pasem wzdłuż wybrzeża kempingach. Spotkana w restauracji Polka wyjaśniła mi, że jest to bardzo popularny sposób spędzania wakacji przez naszych zachodnich sąsiadów. Wielu z nich przeprowadza się tutaj na całe lato. Przyjeżdżają na początku czerwca i opuszczają miejsce pod koniec na płatności! Nowe uzdrowisko, to kolejna opłata w wysokości 2,50 za osobę opłata klimatyczna – kolejny automatPolecam śledzia……oto on – Śledź!Trasy rowerowe po niemieckiej stronieOdległości pomiędzy miejscowościami – foto z …serwetki z restauracji 🙂Na trasiePrzez bukowy lasWypatrzona w leśnej knajpce 🙂UrokliweKilka tras rowerowych wytyczonych w mieście prowadzi rowerzystę do wszystkich, najciekawszych zakątków miasta położonego na 44 są dobrze oznaczone zarówno w terenie, jak na na bezpłatnej mapce dostępnej w informacji turystycznej i hotelach. Niektóre trasy napotykają na swojej drodze prom „Karsibór” lub „Bielik”, więc dodatkowa atrakcja przeprawy promowej gwarantowana!Szlak rowerowy „Świdny las” – niecałe 30 kmSzlak rowerowy R 10 – fragment międzynarodowego szlakuSzlak rowerowy Feiningera – cała trasa to około 50 kmSzlak rowerowy „Dookoła Zalewu Szczecińskiego” – około 20 km w jedną stronęSzlak rowerowy R10, Nadmorski Szlak Hanzeatycki, EuroVelo 10 – międzynarodowy okrężny szlak rowerowy sieci EuroVelo przebiegający dookoła basenu Morza Bałtyckiego o łącznej długości 8539 km. Polski odcinek szlaku o długości 588 km przebiega przez tereny województw: zachodniopomorskiego, pomorskiego i rowerowa w Świnoujściu, zachęca! Rowerem do rezerwatu ptaków – Karsiborska KępaMoja ulubiona – nie tylko rowerowa – część Świnoujścia to wyspa Karsibór. Malownicza, spokojna, klimatyczna i nie przejechać jakieś 15 km od plaży, aby zagłębić się w królestwie ptaków w rezerwacie ptaków „Karsiborska Kępa”.Przeprawa przez Świnę promem „Bielik”, poniemiecki port U-Bootów, zabudowania spokojnej wioski i ścieżki wiodące hen w trzciny i dzikie maliny – takie atrakcje czekają po drodze i na samej wyspie Karsibór wyspą jest od stosunkowo niedawna, bo od prawie 150 lat, kiedy to wybudowano Kanał Piastowski ( będący częścią toru wodnego Świnoujście–Szczecin). W początkowym okresie na Karsibór można było dostać się promem linowym, później łańcuchowym. W latach 60 -ych XX wieku zbudowano most, który kilkanaście lat temu zastąpiono nowym, więc drugiej atrakcji z przeprawą promową niestety nie więcej w połowie wioski, tuż za agroturystyką Ptaszarnia, koniecznie trzeba skręcić w lewo ( kierunkowskazy wskazują drogę), aby zagościć w ptasiej krainie „Karsiborska Kępa”.Celowo napomknęłam o agroturystyce Ptaszarnia, albowiem jest to absolutnie magiczne miejsce na wakacyjny pobyt. Dla gustujących w ciszy, dobrym jedzeniu i klimatycznych wnętrzach. A jednocześnie lubiących morze. Mieszkałam w Ptaszarni ponad tydzień i prawie codziennie bywałam na plaży. Zarówno na wyspie Wolin jak i na Uznam – piętnaście kilometrów rowerem to czysta przyjemność jazdy i fajna dawka ruchu przed lenistwem na jest na wyspie Karsibór. Nie trzeba żadnych ścieżek – wystarczy wsiąść na rower i pojeździć po uliczkach, wjechać w trzcinowiska i jechać hen przed siebie – sam na sam z naturą – aż do końca wyspy. Karsibór to zupełnie inna twarz Świnoujścia. Jak dla mnie – ta Ptaszaranią Kamminke – urocza wioska rybackaMalowniczo położona nad Zatoką Szczecińską wioska Kamminke zachwyca wąskimi drogami, przy których przycupnęły malownicze, wiekowe chaty. Wiele z nich kryte jest grubymi strzechami. Jak przed wiekami!Zwiedzanie Kamminke jest bardzo łatwe – mała osada, zamieszkana przez około 300 mieszkańców, zaprasza do leniwego pospacerowania i zatrzymania się w czasie. Nic dziwnego, że wielu niemieckich artystów spragnionych klimatycznego, spokojnego terenu znalazło tutaj swoje miejsce na wioska – bo nadal wielu z jej mieszkańców para się łowieniem ryb – ugości nas pyszną rybką w knajpce nad zalewem. Zupa rybna – znakomita!Sielskość wioski przełamuje historia najwyższego wzniesienia (71 na wyspie Uznam – dawien dawna ulubione miejsce okolicznych mieszkańców, w 1834 roku decyzją władz ówczesnego Swinemünde ( niemiecka nazwa Świnoujścia), na zboczu wzgórza zbudowano pawilon, w którym chętnie spędzali czas przybywający tutaj coraz liczniej goście wypoczywający bliżej morza. Delektowali się nie tylko kawą i ciastkami, ale także urzekającymi widokami na Świnoujście i miejsca trwała do 1943 roku, bowiem nawet w czasie wojny delektowano się kawą – lub kawo podobnym napojem – na Golm. Pod koniec 1943 roku restauracja została zamknięta, a Golm stał się cmentarzem dla pilotów, marynarzy marynarki wojennej i zmarłych żołnierzy ze szpitala w 12 marca 1945 Golm staje się jednym z największych miejsc pochówku wojennego w Niemczech. Po amerykańskim nalocie bombowym zginęło około 20 000 osób, które na zawsze spoczęły na drugiej wojnie światowej, w trakcie wytyczania nowych granic, wioska Kamminke została oddzielona od Świnoujścia i tym samym znalazła się na terenie z trasy Tyle rowerem. Jeśli chcesz zobaczyć Świnoujście bardziej turystyczne, zerknij do artykułu Miasto betonowych wydm. Czy Świnoujście traci swój urok?🏨 🛌 Szukasz noclegu w Świnoujściu? Cieszę się, że zawitałaś/zawitałeś na mój moje artykuły są dla Ciebie interesujące, a zawarte w nich porady przydatne miło mi będzie jeśli, planując rezerwację noclegu nad morzem, skorzystasz z linku polecającego lub z wyszukiwarki Ciebie cena nie ulegnie zmianie, a ze mną podzieli się swoją prowizją, co będzie dla mnie bardzo pomocne w utrzymaniu w komentarzu pod artykułem, jeśli masz jakieś pytania dotyczące wyjazdu – chętnie serdecznie 🙂 Dana/jaWagabunda Otrzymuj powiadomienia o nowych wpisach!Wypełnij formularz, zapisz się na listę, a otrzymasz regularnie informacje o nowych przepisach i relacjach z podróży! Przedpołudniowa wyprawa rowerami i promem do rezerwatu Karsiborskie Paprocie. Wbrew nazwie rezerwat nie jest położony na wyspie Karsibór, lecz na sąsiedniej wyspie Uznam, na której leży również Świnoujście. Wybieramy się na odludną południową część wyspy. Do dziś, tyle lat po przyłączeniu Pomorza Zachodniego do Polski, Uznam nie jest połączony z resztą kraju żadną drogą lądową. Tunel do Świnoujścia jeszcze się buduje, a kolejne terminy oddania do użytku nie brzmią optymistycznie. Jedynym sposobem dostania się tam z reszty Polski są dwie przeprawy promowe – jedna w samym Świnoujściu, druga z okolic mostu drogowego Wolin-Karsibór. I z tej drugiej przeprawy położonej tylko kilka minut jazdy rowerem od nas przedostajemy się na na promem za chwilę popłyniemy. Przeprawa jest bardzo sprawna. Oczekiwanie na prom i sam czas na wodzie to znacznie mniej niż pół godziny. W końcu na co dzień wielu mieszkańców tych okolic korzysta z tej drogi codziennie w drodze do pracy czy szkoły, więc musi działać sprawnie. nami Karsibór Tylko pierwszy kilometr pokonujemy ścieżką asfaltową wzdłuż drogi do Świnoujścia. Po chwili skręcamy w las Jesteśmy na terenie Torfowisk Uznamskich i Karsiborskich Paproci. Ale największą część trasy pokonujemy ścieżką rowerową wzdłuż Kanału Piastowskiego. Kanał powstał w XIX wieku, więc jako on tędy płyną ładunki morskie do i ze Szczecina. Do niedawna tylko drobnica, bo tor wodny miał 9,5m głębokości. Teraz jest pogłębiany do 12,5 metra, co umożliwi pływanie tędy również i statkom pochodzący z pogłębiania toru wodnego trafia na pola refulacyjne. Jest ich kilka w całym obszarze Zalewu Szczecińskiego, bo i olbrzymie masy piachu i ziemi trzeba wydobyć i jakoś zagospodarować. Tworzone są na przykład nowe wyspy na Zalewie (Brysna i Śmięcka), na których mają powstać ptasie na jeden z takich obszarów składowania refulatów. Widok nieoczekiwany – między lasem a wodami Zalewu powstała pustynia o powierzchni kilku hektarów. Pełno tu skarbów z dna wydobytych Latarnie w miejscu, gdzie szeroki Zalew Szczeciński wpływa do wąskiego na niewiele ponad 100 metrów (licząc w dnie) kanału. Na drzewie przy latarni usiadł bielik Natrafiamy na ślady żerowania bielika: w jednym miejscu jadł kormorana, w drugim sporą rybę, sądząc po wielkości łusek. Po karsiborskiej stronie kanału kolonię lęgową mają kormorany. Oprócz mew to najczęściej widywane przez nas ptaki na morzem. Falochrony ochraniające wejście do kanału Rzut okiem przez Zalew na południe w kierunku Szczecina Holownik pilotujący niewiele większą jednostkę Już bez wjeżdżania do lasu wracamy na prom ścieżką wzdłuż kanału. Na Karsiborze zahaczamy jeszcze o pozostałości bazy U-botów z czasów wojny. Kawa przy karsiborskiej marinie. Towarzyszą nam podloty dymówek A nad nami kołują bieliki. W pewnej chwili były ich aż cztery. Nie była to ani ptasia ani szczególnie fotograficzna wyprawa. Tylko ja dźwigałem aparat ze sobą. Więc dla odmiany zapraszam do Galerii na moje własne zdjęcia mew – bo ich było dziś najwięcej. Trasa rowerowa wzdłuż Odry i Nysy to tak jakby odpowiedzieć sobie na pytanie, jak wyglądałby wzorcowy szlak rowerowy? Wielu z nas miałoby na myśli utwardzoną asfaltową ścieżkę, która jest doskonale oznakowana i pozwala jechać przed siebie bez poczucia jakiegokolwiek zagrożenia. Moglibyśmy tak jechać dziesiątki kilometrów, prawda? Wyobraźcie sobie że taki szlak istnieje i leży praktycznie na naszej granicy – jest to niemiecki, a ściślej – międzynarodowy Szlak Oder-Neisse, prowadzący wzdłuż Nysy i Odry z Gór Izerskich aż nad Bałtyk. Ponad 600 kilometrów tego szlaku uznano w Niemczech za wzorcowy model traktu rowerowego. Podróżowanie nim jest bajeczne – trudno o lepsze określenie. Asfalt, wśród łąk, wzgórz, przez niezwykle urokliwe miasteczka, brzegiem dwóch wielkich rzek. Od Sudetów aż na wyspę Uznam jedzie się tak dobrze, że nierzadko można spotkać tu rodziny z dziećmi podróżująca na duże odległości – bo dzieci są bezpieczne. Przed nami końcówka sezonu – oto pomysł na jego coup de grace, idealne zwieńczenie. Oto jak marzenia cyklistów realizuje się za granicą – a w zasadzie wzdłuż granicy. Trasa rowerowa wzdłuż Odry Polska w dziedzinie szlaków rowerowych nie leży daleko od Europy. Robi się u nas coraz więcej dobrych, a nawet bardzo dobrych dróg dla cyklistów. Nie jesteśmy jakoś sto lat za przeciętnym krajem europejskim, ale raczej około kilometra – jeśli liczyć odległość od granicy do szlaku Oder-Neisse Radweg. Niestety, kiedy się już na nim znajdziemy wiemy że ten kilometr to czasami odległość którą pokonujemy boso po klockach lego uciekając z koncertu Justina Biebera. Dlaczego? Bo Niemcy zrobili coś co można postawić symbolicznie obok wzorca metra w Sevres. Kiedy zabrali się do budowy szlaku, stworzyli Mercedesa klasy S. Jakim cudem, ponad podziałami porozumiały się wszystkie nadrzeczne gminy, landy, miasta, działacze, jakim cudem szlak zrobiono tak, jakby ktoś nim jeździł i słuchał uwag rowerzysty? Jakim cudem poprowadzono trasę przez zdawałoby się mało atrakcyjny teren tak, że zachwyca krajobrazem, florą i fauną? Nie wiemy. Wiemy, że jest, działa i jest otwarty na gości. I na długo pozostanie nieosiągalnym punktem odniesienia dla wielu innych szlaków. Polska nie ma się czego wstydzić – mamy przepiękny Żelazny Szlak Rowerowy, świetny Velo Dunajec: w obu tych przypadkach wywiązaliśmy się z konstruowania szlaków lepiej niż nasi południowi sąsiedzi. Mamy Green Velo któremu sporo brak do doskonałości, ale jest świetnym narzędziem popularyzacji turystyki rowerowej jako takiej – wystarczy spojrzeć ile ludzi przemierza ten szlak. Niemniej kiedy wjeżdża się na szlak rowerowy wzdłuż Odry i Nysy, dostrzegamy że zrobiono tu krok dalej i ukłon w kierunku jednośladów jest już tak głęboki, że momentami z tym pierwszeństwem przejazdu i bezpieczeństwem zwyczajnie nam głupio. Co jest w końcu pozytywne. Szlak rowerowy wzdłuż Odry i Nysy – nawierzchnia i oznaczenia Oder-Neisse Radweg na ogromnej większości swojego przebiegu jest idealną asfaltową nitką poprowadzoną wzdłuż naszej zachodniej granicy brzegiem rzek – Nysy Łużyckiej i Odry. Trasę wykonano wzorcowo – ma najczęściej szerokość dwumetrowego pasa asfaltu. W niektórych miejscach nawierzchnia zmienia się na kostkę brukową – tak jest na przykład gdy wjeżdżamy do klasztoru St. Marten, czy w niektórych odcinkach miejskich. Bruk jest jednak tylko tam, gdzie konstruktorzy nie mieli innego wyjścia i była to konieczność. W odcinku południowym, od Zittau do mniej więcej wysokości Zgorzelca i dalej do Gubina, Oder-Neisse Radweg wije się wzdłuż Nysy tuż przy jej brzegu i potrafi zaskoczyć stromymi podjazdami, przejazdami pod wiaduktami czy gęstym lasem którego końca nie widać. Im dalej na północ, tym częściej szlak posługuje się wałami przeciwpowodziowymi jako naturalną podstawą przebiegu, można natknąć się też na momenty w których wykorzystano inną infrastrukturę drogową jak nasypy kolejowe i miejsca gdzie stały stare mosty. Wszystko to sprzyja urozmaiceniu i kolorystyce trasy. Wjazdy do małych miejscowości jak i dużych miast poprowadzono tak, aby jak najmniej kolidować z ruchem samochodowym i doskonale się to czuje. Jadąc na północ można wjechać do na przykład centrum Gubina niemal bezkolizyjnie. Nikt nie trąbi, nie popędza, nie ma pretensji – wciąż może to dla nas być nieco szokujące. Z jednej strony to oczywiście efekt konstrukcyjnego wysiłku, z drugiej – to mentalność ludzi za kółkiem, o czym nie trzeba nas przekonywać. Trasa biegnie przez momentami mocno zindustrializowany teren, o gęstej sieci dróg i autostrad, a mimo to można pokonać ją całkowicie spokojnie i bez grama niepokoju z tyłu głowy. Coś pięknego! Oznakowanie to zupełnie odrębny temat. Niemcy nie oszczędzali na znakach, to raz. Dwa – zrobili tu coś co wygląda dokładnie tak, jakby zrobił to rowerzysta, który szuka drogi. Przykład? Wjeżdżamy do Zittau z mostu w Sieniawce. Tuż za nim wita nas zielony trójkąt z niebieską rzeczką – symbol jakim posługuje się szlak rowerowy wzdłuż Odry i Nysy. Kierujemy się na północ, wjeżdżając do miasteczka. W momencie, w którym zaczynamy nerwowo rozglądać się za oznakowaniem – ono pojawia się chwilę wcześniej. Zupełnie jakby ktoś czytał w naszych myślach. Polecamy sprawdzić – doświadczenie jest niebywałe. Tak jest niemal na całej długości szlaku. Doskonale oznakowano kilometraże – podane dane są dokładne, a kierunki czytelne. Noclegi na trasie nie są wielkimi banerami – raczej małe tabliczki na bramach, z symbolem roweru i niekiedy sympatyczną inskrypcją traktującą o miłości do cyklistów. Zabytki i miasta do których możemy skręcić szlak oznacza równie czytelnie. Chcesz odbić w prawo do miasta, a może w lewo do parku? Proszę bardzo. Wyjazd do Polski? Przez most – i śmigaj. Rowerem wzdłuż Odry i Nysy – pomysł na wyprawę? Oder-Neisse Radweg biegnie od czeskich Gór Izerskich aż do wyspy Uznam – stanowi najkrótszy rowerowy szlak z Sudetów nad Bałtyk i jednocześnie jest on najmniej kłopotliwy w pokonaniu. Banalny stopień trudności, różnica wysokości tylko około 700 metrów, słowem – idealny na większą i mniejszą wyprawę. Każdą z krain geograficznych które pokonujemy możemy poznawać oddzielnie, każda ma też połączenie drogowe (niekiedy i kolejowe) z Polską. Jadąc w kierunku północnym najważniejsze co możemy zobaczyć i zwiedzić to między innymi Zittau czyli Żytawę - miasteczko, w którym urodził się... Oskar Schindler, Łużyce Górne ze Zgorzelcem, Łużyce Dolne z Parkiem Krajobrazowym „Łuk Mużakowa” - jedyną moreną czołową widzianą z kosmosu. Dalej na północ mamy Pojezierze Odra – Sprewa, z Frankfurtem nad Odrą, Łęgi Odrzańskie (Kostrzyń), Dolinę Dolnej Odry, Wzniesienia Szczecińskie i Pomorze w okolicach Nowego Warpna. Trasa kończy się na wyspie Uznam, ale wjazd na nią możliwy jest w zasadzie wszędzie gdzie mamy most nad Odrą lub Nysą - jest to jedna z największych zalet szlaku Oder-Neisse Radweg. Mapa może nam znacząco ułatwić pokonywanie rzek i poruszanie się po niemieckiej stronie, o ile nie mamy ścieżki gpx i obsługującego ją licznika czy nawigacji. Gdzie ją dostać? Świetne mapy można otrzymać za darmo w zasadzie wszędzie – jeśli nocujemy w okolicach Zgorzelca, można spotkać je w miejscowych gospodarstwach agroturystycznych, wyposażone są w nią także punkty informacji turystycznej w polskich miejscowościach przygranicznych. Szlak Oder-Neisse Radweg jest na tyle nie problematyczny, że nawet najprostsza mapa da nam zupełną swobodę ruchu. Resztę pomoże nam okiełznać doskonałe oznakowanie. Jeśli nie chcemy nocować po niemieckiej stronie i bliższe są nam płatności w złotówkach, obie rzeki można przekroczyć w zasadzie co kilkadziesiąt kilometrów. Można rozbić namiot, można też poszukać noclegu po polskiej stronie i kolejnego dnia ruszyć na szlak z powrotem. Plastyka takiego rozwiązania ma tę zaletę, że oszczędza pieniądze, chociaż zwiększa potencjalny kilometraż. Zasadniczo nie ma problemu z porozumiewaniem się po zachodniej stronie granicy a uprzedzenia należy schować w kąt, a najlepiej – całkiem się ich pozbyć. Dla Niemców jesteśmy turystami na rowerach i tak nas traktują. Trasa rowerowa wzdłuż Odry – ludzie elementem składowym To jest coś, o czym warto wspomnieć. Ludzie na szlaku. Spotkanie na nim polskiej drużyny czy solisty nie jest już kłopotem – jeździmy tam dość swobodnie, z racji łatwego dostępu do każdego odcinka drogi. Spotkaliśmy tam kolarzy z Czech, Słowacji, Austrii, Niemiec a nawet egzotycznego Norwega, który po przypłynięciu do Świnoujścia jechał w kierunku Alp. Z kolei będący uosobieniem Asteriksa z nadwagą wąsaty kolarz z kraju Franków gnał do Liberca z Hamburga, nieustannie powtarzając że cieszy się ze spotkania kollegen aus Poland i pozdrawia na dalszą drogę. Tego nie znajdziecie na mapach i w przewodnikach – a często jest to niezwykle ważne, jak wspomina się potem taką wyprawę. Oder-Neisse Radweg. Szlak idealny Jedna jedyna pułapka czai się na szlaku Odra-Nisa: uśpienie. Człowiek marzy całe życie o takiej ścieżce rowerowej i kiedy nią jedzie, można dać się jej całkowicie porwać. Dlaczego? Bo nikt i nic nam niemal nie grozi. Nie ma tu aut, jak na Green Velo. Nie ma tłumów ludzi którzy nie bardzo wiedzą gdzie i po co idą, jak na polskim odcinku Via Baltica. Nie ma kłopotów z oznakowaniem, nawierzchnią, a zgubienie się jest naprawdę bardzo trudne. Wszyscy bez wyjątków turyści rowerowi – ale także zwykli ludzie, którzy często jeżdżą tędy weekendowo, rekreacyjnie – pozdrawiają się na trasie z uśmiechem. To świat niemal idealny, który łatwo pokochać i zderzenie z polską rzeczywistością bywa brutalne. Abstrahując od tego, bo jest to wymiar mentalny który każdy odbiera subiektywnie, mamy do czynienia z jednym z najpiękniejszych szlaków rowerowych – o świetnej nawierzchni, na której nie przeszkadzają nawet niesforne korzenie, nieinwazyjnej i bezkolizyjnej strukturze, bardzo czytelnym oznakowaniu i bezpiecznym dla rodzin z dziećmi. W sam raz na drugą połowę sezonu. Kapitalnie poprowadzony, ciekawy, wspaniale przyjemny – szlak Oder-Neisse Radweg jest też dla nas szczególnie łatwo dostępny. Pociągiem do Świnoujścia, Szczecina, Zgorzelca, Kostrzynia lub Gubina – i stąd w dowolnym kierunku. Polecamy z całego serca. Bornholm – jak to się stało, że wylądowaliśmy tam na długi weekend, nie wiem do teraz. Może to wyjątkowo niesprzyjające warunki pogodowe w pozostałej części kraju, może niechęć do Zakopianki w pierwszym tygodniu wakacji, a może po prostu poszukiwanie miejsca na odpoczynek w ciszy i spokoju. Własnie do tego wyspa nadaje się idealnie… pogodą trafiliśmy idealnie. Klasycznie dla regionu bałtyckiego, latem jest tu zimniej, zimą cieplej. Nie myślałem, że doczekam czasów, w których latem będziemy jeździli w zimne, aby odpocząć. Prognoza wyglądała dokładnie odwrotnie niż np. dla Tatry i 3 dnia odkryliśmy, że 0% opadów oznacza, że albo będzie padało, albo nie będzie. Jak zaczynało padać, prognoza natychmiastowo przestawiała się na 40% deszczu i gdy po chwili wychodziło słońce, wracała do poprzedniego mapie zaznaczyłem przejechaną przez nas trasę oraz (na zielono) szczególnie polecaną okolicę. Jak widać, wyspy zostało nad dość dużo, mimo zrobienia 250 unikalnych się zabrać ze sobą składaki, bo przecież wyspa mała, górki małe, nocleg mały, więc i pasuje taki rower zabrać. Na miejscu jednak nie ma problemu z wypożyczeniem w cenie około 30zł/dobę – wypożyczalnie są w każdym większym mieście, a szczególnie tych położonych blisko – co to jest?Bornholm to taka duńska wyspa, położona jakieś 100km od polskiego wybrzeża – rozmiarem nieco większa niż Warszawa, a liczbą ludności od Wilanowa. Cechą charakterystyczną, którą poznajemy już po pierwszym googlowaniu frazy „co zobaczyć” jest fakt, że nie ma tam niczego. To dobrze, do wyjazdu nie mamy czasu się odpowiednio przygotować. Decyzja o obraniu takiego kierunku zapada dzień wcześniej i jedziemy praktycznie w ciemno. Ostatecznie zaważył fakt, że w zupełnie losowym momencie, jakoś podczas rezerwowania noclegu pod Suwałkami, zwolniło się kilka miejsc na promie. Rzuciliśmy wszystko i postanowiliśmy się udać na (relatywnie) daleką naprawdę Bornholm to wielka łąka (tak miastowi mówią na pola uprawne, których nie potrafią zidentyfikować) otoczona – ile kosztuje?Promy pływają z Kołobrzegu i Świnoujścia. Ten pierwszy mamy trochę bliżej, ten drugi pływa w nieco lepsze miejsce, ale nie ma to znaczenia, bo pętla dookoła wyspy to jakieś 105km, więc i tak będziemy na rejs z Kołobrzegu kupujemy tutaj (wydaje się, że inne strony to pośrednicy). Cena? 160zł za osobę w jedną stronę +25zł za rower. Jest też opcja zapłacenia 210zł za dwie strony, jeśli wracamy tego samego dnia. Prom wypływa o 7 i dociera o w drogę powrotną wypływa o i dociera 4,5h później. Cztery i pół godziny na promie to Bornholmie nie wymyślono jeszcze wielkich hoteli i kompleksowych SPA, pełnych drogich pokoi z widokiem na morze. Są za to campingi, hostele i chatki. Camping to w sezonie koszt 200-350zł za dobę (dla 2-4 osób), miejsce campingowe trochę ponad 70-100zł za dobę, hotele 500-800zł (2 os), hostele gdzieś pomiędzy. Jeśli jedzie się większą ekipą, warto rozważyć wynajęcie całego domku. My decydujemy się na jedyną prawilną opcję – BECZKĘ, dostępną na tym campingu. Jest bardzo podobna do tej, w której spaliśmy w Bieszczadach, ale nieco bardziej luksusowa (jak na beczkę).Jak lamusy dopłacamy jeszcze ze 100zł za pościel na dwa dni oraz płacimy po ~3zł za każde 3 minuty ciepłego much is the fish?W sklepach jest drogo (chociaż istnieje Lidl i Netto), w knajpach jeszcze drożej. Hamburger to stówka, pizza 50zł, klasyczna kanapka ze śledziem (bardziej restauracyjna niż na wyspie Uznam) – 60zł. Generalnie raczej informacja dla ludzi żyjących w przeszłości: na wyspie nie ma kantoru. Jeśli chcecie wymienić pieniądze, pozostają tylko banki lub wypłacanie z co zobaczyć?Nie wiem ;-) Dla ułatwienia załączam mapkę poglądową. Bornholm to w zdecydowanej większości pola uprawne ze zbożami, do tego jeden większy fragment lasu z niewielką górką i asfalt dookoła wyspy. Dokładnie to samo, co na naszym wybrzeżu. Wyjątkiem jest północny-zachód, który wygląda jakby naszą Jurę Krakowsko-Częstochowską (o której pisałem niedawno), przenieść nad morze. Jest kilka plaż, jakieś klify, ładne domki, ale generalnie to samo co u nas. To jest odpowiedni moment, aby zadać sobie wyjątkowo trudne pytanie, które przez pierwsze kilka godzin spędzało nam sen z powiek (i to było dobre, bo w przeciwnym wypadku byśmy zasnęli):Po co tam jechać, skoro nie ma niczego?Najlepszym podsumowaniem wyspy jest:Bornholm jest sympatycznyBornholm składa się głównie z pól, ale też z niesamowicie dużej ilości idealnie równych asfaltów. Mimo rozmiarów wyspy, myślę że próba przejechania wszystkich to szosowe wyzwanie na kilka dni, choć nie wiem dlaczego ktoś miałby tego próbować. Trzeciego dnia kręcenia się po okolicy wpadaliśmy już w paranoję, że kręcimy się w kółko i być może już nigdy nie wydostaniemy się z asfaltu przecinającego pole. Z drugiej strony, przecież to wyspa i dokładnie tak co wyróżnia rejon na tle innych miejsc, to całkowita pustka. Ruch określiłbym jako marginalny na zdecydowanej większości dróg. To miejsce jest tak przyjazne każdemu typowi rowerzysty, że bardziej się nie da. Nic więc dziwnego, że spotkanie tutaj człowieka innego niż rowerzysta to nie lada wyzwanie. Ludzie przyjeżdżają tu z sakwami i/lub dziećmi (być może ci bez dzieci trzymają je po prostu w sakwach w ramach oszczędności) i jadą dookoła wyspy, nocując po drodze na jakimś campingu. 235km tras rowerowych imponuje, ale tak naprawdę nawet na normalnych ulicach ruch samochodowy jest mniejszy niż na naszych ścieżkach rowerowych (tzn. spotykamy mniej samochodów na ulicach tam, niż samochodów na ścieżkach rowerowych tutaj).Dodatkowo, wszystko jest tutaj bezstresowe (jeśli nie stresuje nas płacenie dużo). Do tego stopnia, że rowerów się nie przypina. Widok szosowego Treka pozostawionego gdzieś (na nóżce) przy parkingu sklepowym lub pod szlakiem nie jest niczym dziwnym. Doskonałe – świat w którym ludzie nie kradną rowerów musi być wspaniały. Podejrzewam, że nie kradną też wielu innych rzeczy, bo normalną rzeczą są tutaj stoiska z ziemniakami/miodem/rękodziełem wystawione przy drodze, wraz z puszką i informacją ile należy do niej wrzucić pieniędzy, jeśli zdecydujemy się na najbardziej idealne z idealnych miejsc do rodzinnej wycieczki na rower lub początków z szosą/trekkingiem/składakiem/sakwiarstwem. Mówiłem to samo już o Wyspie Uznam, prawda? Bornholm to poziom Państwu optymalną według mnie wycieczkę na Bornholm:Potencjalnie idealny plan wycieczki:1. Wyruszamy z Kołobrzegu o promem z nami wyrusza w drogę około 250 osób (i podobno prawie 200 rowerów). Bezpiecznym zapasem czasowym jest pojawienie się 30-40 minut przed wypłynięciem. My stawiamy się wcześniej, dzięki czemu zajmujemy ekskluzywne miejsca na najwyższym pokładzie. Po godzinie patrzenia w pusty horyzont, wdychania spalin i marznięcia na wietrze, postanawiamy się przenieść do pokłady dla plebsu, ten niestety jest cały zajęty, więc postanawiamy kontynuować naszą ekskluzywną postawę i śpimy na podłodze w korytarzu:2. Wysiadamy w NexøBardzo istotne, aby ustawić się przy wyjściu z promu około 30 minut przed dopłynięciem. Pozwala to patrzeć z pogardą na pozostałe 200 osób, które tłoczy się przy wyjściu dopiero 25 minut przed czasem. Z pokładu wychodzimy pierwsi i przyjmujemy pozę wygrywów… czekając aż obsługa poda nam rowery. Oczywiście, zgodnie z zasadą kolejek LIFO, ci którzy wchodzili pierwsi, rowery otrzymują rzecz, jaką należy zrobić w Nexø jest udanie się na śniadanie do Nexø Gammel Jemy śledziaŚledź z cebulą, szczypiorkiem, rzodkiewką i żółtkiem, podawany na chlebie nazywany jest Nexø Special i według internetu, zjedzenie go to najważniejsza rzecz, jaką należy zrobić na wyspie. Na googlach same oceny po 5-gwiazdek. Jako fanatycy śledzia w kanapce, potrafimy uzasadnić 1000km wycieczkę na Uznam tylko po to, aby zjeść bułkę za kilka euro…. ale tutaj wychodzimy zawiedzeni jak nigdy. Żaden śledź mnie nigdy w życiu nie zawiódł tak bardzo jak ten. Nam jednak nie ufajcie, skoro ludzie mówią, że jest super, to przecież musi być Ruszamy na zachód, bo tam musi być cywilizacjaDrogi są trzy:czerwona (trasa 10), czyli ta która okrąża wyspę i na którą my się decydujemy. Jest dramatycznie nudna i prawie zawsze pod wiatr (zazwyczaj wieje z zachodu), co dodatkowo uatrakcyjnia jazdę. Plusem jest fakt, że na południu znajdują się wszystkie najlepsze (jeśli lubisz piasek) plaże na wyspie i to właśnie obok nich się jedzie (chociaż ich nie widać). Nie ukrywam, że po kilkunastu kilometrach mamy bardzo czarne myśli i oboje obawiamy się, że nasz 3-dniowy pobyt ciągnął się będzie tygodniami. Pojawiają się u mnie w głowie różne myśli o tych wszystkich blogerach, którzy w internecie rozpływają się nad widokami. Powiedzmy sobie szczerze, widoki są podobne do tych, które zobaczyć można pod Łukowem albo nawet Garwolinem – łączenie ze zwierzętami. Jedyną różnicą jest widoczne od czasu do czasu morze w oddali. Mija wiele stresujących nas godzin zanim odkrywamy, że w Bornholmie chodzi o coś zupełnie (trasa 21), czyli przez pola, które będziemy oglądali jeszcze przez wiele godzin podczas tego wyjazdu, ale pozwala zobaczyć bizony w (trasa 22), czyli droga przez las (prawdopodobnie jedyny duży las na wyspie). Pozwala zdobyć najwyższe wzniesienie na wyspie, czyli Rytterknægten. Na wzniesieniu znajduje się darmowa wieża obserwacyjna, na którą warto wejść. Zawrotne 162 metry nad poziomem morza to zaledwie 8m niżej niż najwyższy szczyt w całym kraju, ale dzięki wieży, znajdujemy się podobno w najwyżej położonym punkcie kraju. Czuję się jak na Mazowszu. Istnieje też duża szansa na spotkanie autobusu z emerytowanymi Danii wszystko powyżej 100m uważa się za link do mapki (pdf) z tymi szlakami, bo nie wiem czyja to, a nie chcę Lody w RønneRønne to największe miasto na wyspie. Jeśli istnieje na świecie coś lepszego niż śledź, mogą to być tylko lody. Na ryneczku kupujemy dwa Bornholmer Softice, bo brzmi jak lód, a do tego tradycyjnie i lokalnie. Śmietankowo-truskawkowy z posypką słony karmel smakuje jak pianka z marketu, tylko bez chemicznego posmaku, ale za to zamoczona w cukrze. Za dwa duże (faktycznie duże) lody płacimy jakieś 50zł. Panda swojego wyrzuca, bo okazuje się, że w chemicznych piankach to jednak chemia była dobra. To jedne z gorszych lodów jakie jedliśmy od długiego czasu i mam ochotę wygooglać teraz każdego blogera, który je polecał i złożyć mu osobistą wizytę. Wyjazd jest praktycznie zrujnowany, bo skoro zarówno śledź, jak i lód zawiodły. Dodając do tego fakt przemieszczania się po drogach prowadzących przez tereny wyglądające jak copy-pasta, nabieramy coraz większego strachu co do celowości tego Nocleg w beczce w HasleSzybko przypominamy sobie jednak, że to wszystko nieprawda. Dalej jest bowiem clou programu i najlepsza rzecz świata, czyli nocowanie w beczce. Mieszkalne beczki na campingu Hasle Camping są chyba 4, plus jedna udająca jadalnię i jedna przerobiona na saunę i podobnie jak w Bieszczadach, są dnia spędzić możemy eksplorując wybrzeże, bo to właśnie w Hasle rozpoczyna się najlepsza część jest też to, że beczki postawione są jakieś 150 metrów od morza, więc zasypiamy przy miłym szumie dochodzącym zza niewielkiego między Hasle, a naprawdę dałoby się to wcisnąć w poprzedni dzień lub spędzić tutaj pół dnia i udać się na prom o ale według mnie warto dołożyć jeden dzień, aby spędzić go nie martwiąc się niczym. Tereny pomiędzy Hasle, a Allingle są bardzo dobre i gdyby cała wyspa tak wyglądała, określiłbym ją mianem sztosu…. ale nie wygląda. Generalnie to coś na wzór Jury z dostępem do morza. Jadąc terenowo-asfaltową drogą przy morzu (zdecydowanie lepszą niż asfaltowa, ciągnąca się nieco dalej), napotkamy po kolei na:6. Klasyczną, skandynawską ścieżkę przy morzuktóra kończy się w okolicach słynnej formacji skalnej Jons Kapel i przypomina nam nieco wyprawę do Norwegii. W gratisie dostajemy kawałek wcześniej krótki, ale sztywny podjazd zdecydowanie przekraczający 20%. Jons Kapel przegapiamy lub może omijamy celowo, widząc to, co czeka nas za Kamieniołom w VangKamieniołom w Vanga składa się z dróg będących marzeniem gravelowca (dopóki nie odkryje jak krótkie są to fragmenty), jeziorka, mostki oraz skalnej ściany, która wygląda jak mała wersja muru z Gry o Tron. Ludzie tu generalnie nie przyjeżdżają – bo po co, dzięki czemu jest całkiem przyjemnie. W wizycie towarzyszy nam ze sto tysięcy mew (może lekko przesadziłem), które widząc Pandę podrywają się do lotu i wydają odgłosy znane z przerw w podstawówce. Ruiny zamku HammershusZamek jak zamek… lub raczej to co z niego pozostało. Podobno największy w północnej Europie, ale ciężko ocenić, jako że bardziej go nie ma niż jest. Bez kozery powiem – największa atrakcja wyspy, podobno. Ruiny mijamy dwukrotnie – koło południa jest tu największe zgromadzenie turystów jakie widzieliśmy na wyspie (w normalnym kraju określilibyśmy to jednak na „prawie puste”), pod wieczór są praktycznie puste, a dzięki położeniu na zachodnim brzegu, wyglądają całkiem Teren dookoła jeziora OpalsøenOpalsøen to jeziorko do złudzenia przypominające krakowski Zakrzówek… tylko ludzi mniej. Połączenie kilku jezior, skał, lasu oraz znajdującego się za górką morza sprawia, że warto porzucić na jakiś czas rower i udać się na spacer szlakiem otaczającym ten niewielki półwysep. Z rowerem jest to niewykonalne, ale już wcześniej wspomniałem, raczej nie powinniście się o niego martwić, nawet jeśli pozostanie nieprzypięty na Allinge RøgeriJedna, by rządzić wszystkimi. Gdybym miał wybrać jedną, jedyną rzecz, dla której warto odwiedzić Bornholm, to właśnie wędzarnia w Allinge, czyli Nordbornholms Rogeri. Wędzarnie na wyspie łatwo poznać, mają ogromne kominy, lecz ta jest specjalna. Słowo klucz: zawrotne 110zł od osoby (plus napoje) dostajemy parę sztućców i nieograniczony dostęp do: śledzia na sto sposobów, łososia na sto sposobów, zup rybnych, kalmarów, tuńczyków, krewetek, makreli, kulek rybnych, kurczaka, dodatków jak chleb, frytki, warzywa, sałatki i wiele innych rzeczy, których nie umiem zidentyfikować. Jakby tego było mało, na deser dowolna ilość lodów – zarówno kulkowych (do wyboru kilkanaście smaków) oraz włoskich wraz z posypkami i polewami. Każda z tych rzeczy jest tak świeża i tak dobra, że stawia to pod znakiem zapytania każdego poprzedniego śledzia, tuńczyka czy łososia, którego kupowałem w ale nie mogę o tym pisać dalej, ani wdawać się w szczegóły, bo robi mi się przykro. Nie twierdzę, że jest to najlepsza rzecz, którą można zjeść na wyspie (pewnie odpowiednio podane i skomponowane w kuchni danie będzie lepsze), lecz jeśli nie jesteś stałym gościem restauracji, a na Bornholmie chciałbym spróbować tzw. przekrojowego creme de la creme, to to jest według mnie właśnie to tego było mało, samo miasteczko, w którym położona jest wędzarnia, jest jednym z najładniejszych na wyspie. W ogóle północna część wyspy jest jakaś na obłożenie stolików pod koniec dnia, warto zarezerwować sobie miejsce wcześniej, jeśli planujemy udać się tam na Powrót do beczki i dzień jeżdżenia po losowych polach w oczekiwaniu na promTrzeci dzień jest odpowiedni, aby zwiedzić wnętrze wyspy i przekonać się, że po pierwsze, nie ma tam absolutnie niczego, a po drugie, wszystko wygląda zupełnie tak samo. Nasz dzień kończy się nieco wcześniej niż planujemy, przez co nie widzimy tak dużo pól, jak byśmy chcieli, gdyż:Bornholm – najbezpieczniejsze miejsce największych zagrożeń na Bonhomie mógłbym wymienić: uderzenie piłeczką golfową w głowę, zderzenie z owcą, śmierć z przejedzenia, bankructwo, depresję popowrotową, śmierć z nudów…Jeździliśmy w życiu po różnych dziwnych miejscach, robiliśmy też różne dziwne rzeczy. Takie jeżdżenie składakiem po marokańskich Górach Atlas tudzież po Dolinie Śmierci brzmi dość niecodziennie. Bornholm to całkowicie przeciwna skrajność. Jest tak bezpiecznie, że nie wyobrażam sobie, co można byłoby zrobić, aby było bezpieczniej. I tak, jak większość wypadków zdarza się podobno w domu, tak i tutaj pokonała nas się jakaś przygodaByło to jakoś tak: miejscowość Bølshavn – idealnie czysta, sterylna prawie, tak jak większość tutejszych miasteczek. Asfalt idealny, pobocze szerokie i innego koloru, ruch praktycznie zerowy, niewielki zjazd – wygląda to jak mokry sen łupnięcie, obracam się, rower leży jakoś przy chodniku, a Pandy nie ma. W głowie kilka teorii: może ufo, może coś głupiego pomyślałem dmuchając świeczki na torcie w urodziny, a może w końcu ze mną nie wytrzymała. Cofam się, rozpoczynam oględziny miejsca i kilka metrów od roweru dostrzegam pęknięte i poszlifowane okularki. Dziwne sprawa rzekłby doktor Watson. Patrzę w żywopłot obok, a tam jakaś dziwna dziura – myślę: ultras jakiś sobie nocuje. Dopiero po chwili dostrzegam pojawiający się, pęknięty, zielony kask. To Panda próbuje wygramolić się z rowu, co dzięki różom w nim rosnącym, nie jest zbyt proste. Początkowe oględziny mówią o stracie łokcia, kolana, biodra i wielu innych, mniej lub bardziej losowych tego standardowy zestaw na śmietnik, czyli: kask, okulary, pedał, chwyty i tak dalej… Apteki Bornholm ma ze 4, z czego 2 otwarte po godzinie 13 w sobotę i obie niestety w zupełnie innym kierunki niż zdarzenia są dwie i żadna nie wyjaśnia, jak to się stało, że prowadząca rower znalazła się kilka metrów od niego, leżąc w krzakach, skierowana w kierunku (a dokładniej to zwrocie) przeciwnym do jazdy. Panda twierdzi, że gdzieś się zapatrzyła i wjechała pod niewielkim kątem w krawężnik, ja jestem praktycznie pewny, że po prostu zasnęła, bo trzeci dzień tutaj to już prawdziwy hardcore dla zmysłów… być może ten wypadek był po prostu celowy, bo brak jakichkolwiek bodźców zaczął w którym mówię czy warto, a Ty dalej nie że Bornholm super i że warto, ale nie jestem pewny. Widokowo jest w większości dokładnie tak samo, jak na polskim wybrzeżu, tyle że jednak dużo przyjemniej, bo nie ma samochodów, pijanych wariatów, masy turystów i w ogóle cisza i tego szukasz, nie będziesz zawiedziony. Bornholm to rowerowa, turystyczna sielanka i jeśli nie szukasz przeokrutnych sztosow, tylko chcesz sobie po prostu pojeździć po niewymagającym terenie lub wciągnąć w ten rodzaj rekreacji swoich nierowerowych znajomych, to to jest WŁAŚNIE TO chyba, że na campingu trafisz akurat na wycieczkę miłych panów, którzy o poranku budzą Cię miłym krzykiem: „Staszek, jebnij dwie wody na herbatkę!” lub „Ty wiesz ile tu ku*wa fajki kosztują?!”, albo na tego śmieszka na promie, który podchodzi do Twojej dziewczyny, z której powolnie sączy się krew i w ramach zagajania rozmowy rzuca: „no i po co się było tak wypier*lać?”. Wtedy człowieka też taka krew zalewa, tylko od środka…Za Bornholmem zaczynam tęsknić już pierwszego dnia w Warszawie. Jadę sobie swoim składaczkiem, wioząc kilogramowego u-locka (bo jak przypnę 0,5kg i napiszę o tym w internecie to mi ludzie odpowiedzą, że sam się prosiłem o kradzież) i widzę jak na skrzyżowaniu Tamki z Topiel klną na siebie kierowca, który nie stanął na zielonej strzałce i kolarz, który jechał ulicą obok ścieżki rowerowej. Na to wszystko patrzy z uśmiechem wielka Roksana Węgiel, która wybrała Play. Bo tak… poza brakiem wielkich hoteli i nerwów na ulicach, na Bornholmie nie ma też wszędobylskich reklam oraz porozrzucanych wszędzie samochodów. To miejsce, które przywraca wiarę w ludzi i po raz kolejny każe się zastanowić, dlaczego skręciliśmy z naszą cywilizacją w złym panu, który napisze w komentarzu, że we wpisie są składaki, więc gardzi i nie będzie tego czytał, polecamy wycieczkę do pięknej, kaszubskiej miejscowości:*zdjęcia dronowe zostały wykonane zgodnie z prawem. Przed wyjazdem wypełniłem online’owy test wiedzy o duńskim prawie dronowym, zarejestrowałe drona i otrzymałem Drone Awareness Accreditation od Danish Transport, Construction and Housing Authority – zajęło to z pół godziny. Rowerem po wyspie Uznam W podsumowaniu wycieczki po wyspie Uznam z 2010 r pisaliśmy, że mamy ochotę wrócić w te strony. Długo nie czekaliśmy i udało się zrealizować plan. Za bazę wypadową wybraliśmy Łunowo. Wyspa Uznam jest silnie rozczłonkowana, z licznymi półwyspami. Od lądu stałego oddziela wyspę cieśnina Piana, od wyspy Wolin – Świna i sztucznie wykonany Kanał Piastowski, który oddzielił od Uznamu wyspę Karsibór. Komunikację po stronie polskiej, pomiędzy Wolinem a Uznamem zapewniają dwie przeprawy promowe Warszów i Centrum. W drogę Dzień zapowiadał się pogodny. Rano bez ociągania się wyruszyliśmy w stronę przeprawy Centrum. W mieście ruch był jeszcze niewielki. Przy drodze wylotowej w kierunku granicy z Niemcami wymieniliśmy trochę zł na euro: na kawę i ciacho :). Korzystając z mapy rowerowej i przewodnika (materiały dostępne w informacji turystycznej w Świnoujściu) bez trudu trafiliśmy do mostku na kanale torfowym, który jest turystycznym przejściem granicznym do Kamminke. Kamminke to mała wieś, która na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie skansenu. Jednak to tylko złudzenie a domy są jak najbardziej zamieszkałe. Takich urokliwych wioseczek jest na wyspie więcej – domy kryte strzechą, z ogródkiem i wiejskimi kwiatkami. W Kamminke znajduje się port rybacki i przystań żeglarska a nieopodal na wzgórzu Golm cmentarz wojenny. Kierując się ścieżką rowerową przez Garz i Zirchow dojechaliśmy do Dargen, gdzie miłośnicy myśli technicznej NRD w 1997 r. utworzyli muzeum techniki i motoryzacji. Można tam zobaczyć między innymi traktory oraz pojazdy i urządzenia wykorzystywane dawniej przez Straż Pożarną. Ponadto wystawione są ogromne silniki, pompy oraz motocykle. Kolejna miejscowość Stolpe również oferuje turystom moc atrakcji: kościół oraz zamek, który przez wiele pokoleń należał do rodziny Schwerin (przed zamkiem można zapoznać się z rysem historycznym budowli i to w języku polskim!). Asfaltową ścieżką przez las dotarliśmy do miasteczka o tej samej nazwie co wyspa, czyli do Usedom – średniowieczne centrum gospodarcze i polityczne wyspy. W małym porcie nad jeziorem Uzedomskim, z którego wąskim przesmykiem Kehle można przepłynąć na Zalew Szczeciński zjedliśmy kanapki. Przed nami jeszcze długa droga – Uzedom to nasz punkt zwrotny a zarazem półmetek wycieczki. Atrakcji turystycznych nie sposób tu przeoczyć, przy szlakach znajdują się kierunkowskazy, które wskazują rowerzystom ciekawe miejsca. Osada Morgenitz posiada stary romański kościółek pochodzący z XV wieku. Drewniana dzwonnica postawiona jest na zewnątrz kościoła, na terenie otaczającego go cmentarza. Wokół kościoła rosną stare lipy i morwy. Morwy sadzono tu za czasów Fryderyka II Wielkiego, który próbował założyć na tych terenach hodowle jedwabników. Równymi ścieżkami wśród pól dojechaliśmy do Mellenthin, gdzie warto zobaczyć „Zamek na wodzie”. Został on wzniesiony na polecenie Rüdigera von Neuenkirchen, swoją nazwę wziął od fosy, która otacza obiekt. Przez fosę do zamku prowadzi kamienny most, którego przekroczenie kosztuje 2 euro. Zamek został odrestaurowany, obecnie znajduje się tam hotel. Część sal dostępna jest dla turystów. Można skorzystać z kawiarni i restauracji znajdującej się we wnętrzu. W Benz zjechaliśmy nieco ze szlaku aby zobaczyć wiatrak typu holender. W 2010 roku wiatrak został odrestaurowany i udostępniony do zwiedzania. Przed Bansin na niewielkim wzgórzu została pobudowana wieża widokowa, z której można zobaczyć siedem jezior wyspy. Kąpielisko morskie Bansin, tak samo jak Ahlbeck i Heringsdorf jest częścią gminy Kąpielisko Morskie Heringsdorf. Oficjalnie działalność kąpieliskowa została tu zapoczątkowana nieco później niż w Świnoujściu, Międzyzdrojach czy Heringsdorfie, a mianowicie w 1897 roku. Dzisiejszy charakter miejscowości tak samo jak Ahlbeck i Heringsdorf wyznaczają ekskluzywne hotele i pensjonaty, jak też piękna szeroka plaża, molo spacerowe, urokliwe otoczenie nadmorskiego lasu, malowniczo położone jeziora i przyjazne gościom lokale. My również skusiliśmy się na kawę i lody. Okazałe wille wzdłuż promenady cesarskiej pobudowane są w stylu architektury kąpieliskowej z XIX w i kryją w swych murach bogatą historię. Zadbane klomby, oraz cierniste aleje sosen i klonów, w zestawieniu z jasnymi fasadami kamienic i hoteli, tworzą pełen harmonii obraz. Natomiast szerokie plaże nadmorskiej promenady pozwalają na niekończące się spacery brzegiem morza. Bez wątpienia warto tu przyjechać po raz kolejny. Jadąc ścieżką rowerową przez Świnoujście, dalej promem Karsibór przedostaliśmy się na Wolin do Łunowa. Udało nam się jeszcze szybko zjeść obiad, wykąpać się i podjechać rowerami na wieczorną mszę w Przytórze a na zakończenia dnia podziwialiśmy zachód słońca nad brzegiem Bałtyku. Podsumowanie Przejechaliśmy 99 km. Mapa w nowym oknie lub ślad trasy dostępny pod GoogleEarth

trasy rowerowe na wyspie uznam