Na amerykańskich cmentarzach znaleźć możemy dużo polskich nawisk, to cenna pomoc w poszukiwaniach genealogicznych. Poniżej spis polsko brzmiących nazwisk, które wyszukałam na kilku cmentarzach.. Polskie nazwiska (polsko brzmiące) na cmentarzu w Hancock 1.Hancock Cemetery Memorials 4th AvenueHancock, Waushara County, Wisconsin, USA Chilewski (14 osób pochowanych ) najstarsza osoba Zupełnie jakby PRL zamroził nas z nimi. Dopiero 25 lat po jego upadku zaczyna pojawiać się szansa na zmiany. Oczywiście sprawy polskie to tylko mała część tej książki. Resztę wypełniają historie kontaktów Gombrowicza z polskim światem literackim i jego wrażenia z pobytu w Argentynie. Javier Milei, kandydat na prezydenta Argentyny łagodzi swoją antypapieską retorykę. Na nieco ponad tydzień przed niecierpliwie oczekiwaną drugą turą wyborów prezydenckich w Argentynie, kandydat na prezydenta Javier Milei zmienił swoje krytyczne nastawienie wobec papieża Franciszka. „Gdyby przyjechał do Argentyny, przyjęlibyśmy Kościół katolicki w Argentynie zdystansował się od apelu popularnego księdza przeciwko radykalnemu liberalnemu kandydatowi na argentyńskiego prezydenta Javierowi Milei. Konferencja Episkopatu Argentyny wyjaśniła m.in., że wypowiedzi księdza Jose „Padre Pepe" di Paola mają „ charakter osobisty " i dlatego nie powinny być Polska w ostatnich latach dokonała szeregu zmian w prawodawstwie z zakresu pisowni imion i nazwisk, a także zasad zmiany imienia i nazwiska. Wydaje się, że Polska może być dobrym przykładem tego, jak uwzględniając potrzeby różnych grup społecznych i wymogi prawa międzynarodowego dostosować prawo krajowe w tak delikatnej materii jak imiona i nazwiska. W polskim prawie […] Związek Polaków w Argentynie zrzesza 34 organizacje polonijne z całego kraju. Ukazuje się kilka tytułów prasowych m.in. Głos Polski istniejący nieprzerwanie od 1922 roku. Opiekę duszpasterską sprawuje Polska Misja Katolicka w Argentynie, a centrum religijnym jest miejscowość Martin Coronado . . Po polsku nie sposób się tu porozumieć. Nawet osoby pochodzenia polskiego rzadko już dziś mówią w ojczystym języku. – Wszystko zapomniałem. Dobra droga – tylko tyle potrafił powiedzieć Polak zamieszkały w Apostoles, jednym z miast w prowincji Misiones, założonym przez polskich osadników. Ale polskich śladów tu nie brakuje..Buenos Aires to po hiszpańsku „dobre powietrze” albo „pomyślne wiatry”. Przylatujemy do stolicy kraju i równocześnie największej prowincji o tej samej nazwie. To blisko trzymilionowe miasto, największe w Argentynie i drugie co wielkości w Ameryce Południowej. W prowincji Buenos Aires mieszka jedna trzecia 40-milionowego kraju, ósmego co do powierzchni na świecie. Z lotniska jedziemy do centrum miasta nowoczesną arterią komunikacyjną, mijając luksusowe osiedla położone wśród parków i lasów. Za luksus, niestety, trzeba płacić. Co jakiś czas zatrzymujemy się przy bramkach z napisem „Peaje”, gdzie trzeba zostawić kilka peso. A na ulicach obok nowoczesnych, wielkie, stare, zdezelowane samochody, a nawet wózki ze złomem ciągnięte przez konie. Bogactwo sąsiaduje tu z biedą, a tej nie brakuje. Na północy i zachodzie miasta widzimy wielkie skupiska biedoty, tzw. villas miserias, w których żyje blisko 800 tys. osób. Przypominają zaniedbane kurniki. Aż dziw, że w takich warunkach mieszkają ludzie. Lepiej się do nich nie zbliżać i nie robić zdjęć – ostrzega się tango w dzielnicy jak morska zatoka, ale ma słodką, brunatną wodę i płynie do oceanu. To najszersza rzeka świata – Rio de La Plata. U jej brzegów powstał port, do którego przybijały statki i przywoziły od lat osiemdziesiątych XIX wieku emigrantów z Europy, głównie Niemców i Włochów. Tutaj także przybywali osadnicy z polskich ziem. Większość z nich pozostawała w stolicy lub innych miastach środkowej Argentyny. Pracowali jako robotnicy w porcie, w chłodniach czy też przy budowie linii kolejowych. We współczesnym Buenos Aires ślady tych pierwszych przybyszów prawie nie istnieją. Dzielnica Boca, w której zachowały się jeszcze charakterystyczne domy z falistej blachy, zmieniła się w turystyczną atrakcję stolicy. Domy pomalowano w jaskrawe kolory farbą, która została z malowania statków, a portowe bary zamieniono na sklepy z pamiątkami. Tutaj turyści mogą pozować do zdjęć w efektownych pozach z tancerzami, udając, że tańczą tango – najsłynniejszy taniec świata, który narodził się w osadnicy w Polacy pojawili się w Argentynie po klęsce powstania listopadowego, a później styczniowego. Pod koniec XIX wieku pojawiła się emigracja zarobkowa. Byli to przede wszystkim chłopi, przeważnie z Galicji Wschodniej. To właśnie oni założyli miasta Apóstoles, Posadas, Obera w pólnocno-wschodniej prowincji Misiones. Dość duża grupa Polaków przybyła do Argentyny po zakończeniu II wojny światowej. Zdemobilizowani żołnierze polscy walczący na Zachodzie, nie mogli wyjechać wówczas do Stanów Zjednoczonych, ani też wrócić do kraju. Udali się więc do Argentyny. Jedni z nich, dla uczczenia córki Józefa Piłsudskiego, nazwali założoną przez siebie osadę po prostu Wanda..Gdy jedziemy na północ w stronę słynnych wodospadów Iguazu, wita nas duża drewniana konstrukcja z napisem „Wanda – WITAMY!” Zatrzymujemy się tu na nocleg. Okazuje się, że planszę zaprojektowała mieszkająca tu Polka, pani Alicja. Cieszy się, że ma okazję rozmawiać z gośćmi z Polski i że doceniają oni jej pomysł. Rozmawiamy z nią po polsku. Jej rodzice kupili tu ziemię pod uprawę, ale okazało się, że są tu złoża kamieni półszlachetnych. Teraz ktoś inny je wydobywa i przetwarza, a ona prowadzi sklep z wyrobami z kamieni. Zwiedzamy kopalnię kamieni, wchodzimy do miejsc, gdzie się je wydobywa, bo w niedzielę robotnicy nie pracują. Po drodze zatrzymują nas małe, kilkuletnie dzieci, które usiłują sprzedać nam tzw. drzewka szczęścia. Dorośli ich nie pilnują. W Wandzie jest polski kościół pw. Matki Boskiej Częstochowskiej, ale tylko raz w miesiącu odprawiana jest tu Msza św. po polsku. My uczestniczymy w hiszpańskiej liturgii, a po nabożeństwie niektórzy wierni rozmawiają z nami po polsku. Cieszą się z naszej wizyty, a na prośbę księdza wpisujemy do księgi polonijne .Trudno oszacować, ilu Polaków mieszka w Argentynie. – Jest ich około 400 tysięcy – mówi nam pan Henryk, pracownik administracyjny w Domu Polskim, mieszczącym się w Buenos Aires przy ulicy Jorge L. Borges 2076. Dom jest własnością Związku Polaków i ostatnio został gruntownie wyremontowany, dzięki dotacji Senatu RP. Mieszczą się tu biura Związku Polaków, sala widowiskowa, księgarnia polska, siedziba redakcji „Głosu Polskiego” oraz restauracja. Chlubą Domu Polskiego jest Biblioteka Polska im. Ignacego Domeyki, największy polski księgozbiór w Ameryce Łacińskiej, założony przez emigrantów dla upamiętnienia Tysiąclecia Chrztu Polski. W ramach Związku Polaków działają 34 różne organizacje, harcerstwo i Polska Macierz Szkolna. Ukazuje się tu kilka tytułów prasowych, „Głos Polski”, wydawany nieprzerwanie od 1922 roku. Spotykamy tu młodą dziewczynę, która miesiąc temu przyjechała z Krakowa. Skończyła iberystykę na Uniwersytecie Jagiellońskim i zaczęła pracę w Domu Polskim w Buenos Aires. Podoba jej się tu i chciałaby na stałe zamieszkać w Gauchito prowincjach na północ od Buenos Aires, a zwłaszcza w Corrientes i Formoza, upowszechnił się kult Gauchito Gila. Mijamy kapliczki i stragany przystrojone na czerwono z wyrobami ozdobionymi jego wizerunkiem. Prawdziwe nazwisko Gauchito Gila brzmi Antonio Mamerto Gil Núñez. Legenda głosi, że gdy powrócił z wojny secesyjnej, policjanci złapali go w lesie. Torturowali i powiesili za nogi do drzewa. Kiedy policjant miał go zabić, Gauchito Gil powiedział mu: „Twój syn jest bardzo chory. Jeśli będziecie się modlić i prosić mnie, aby uzdrowić dziecko, obiecuję wam, że będzie żył. Jeśli nie, to umrze.” Policjant jednak zabił go przez poderżnięcie gardła. Było to w styczniu 1878 roku. Po powrocie do wioski, dowiedział się, że jego syn jest naprawdę bardzo chory. Przestraszony zaczął modlić się do Gauchito Gila za syna, a gdy ten wyzdrowiał, pochował Gauchito i zbudował mu kapliczkę, a także rozpowszechnił wieść o cudzie. Dziś Gauchito Gil czczony jest jako ludowy święty. Upowszechniło się przekonanie, że gdy wstążka z jego nazwiskiem zawiązana na przegubie zerwie się, to Gauchito spełni zanoszona do niego prośbę. Kościół za świętego go nie uznaje. Do miejscowości Mercedes, gdzie Gauchito został stracony, ściągają pielgrzymki. Tam odbywają się festyny ludowe, połączone z piknikiem. Uczestniczymy w jednym z nich i jemy tam tradycyjne asado, popijając znanym w całej Argentynie piwem Quilmes. To nazwa miejscowości w pobliżu Buenos Aires, gdzie się go dorado i yerba wołowina na świecie jest w Argentynie. – To dlatego, że hoduje się tu specjalne, mięsne rasy krów i pasą się one przez cały rok na łące, zażywając ruchu – słyszymy. Mięsa je się tu dużo i smakuje ono wyjątkowo. Przyrządza się je na różne sposoby, a najpopularniejsze jest asado. Doskonałe są też ryby, zwłaszcza dorado i surubi. Ale nic nie jet tu tak popularne jak oryginalny argentyński napój yerba mate. To rodzaj ziół, które zalewa się wodą o temperaturze 65–80 stopni i sączy powoli ze specjalnego naczynia zwanego guampa przez rurkę o nazwie bombilla, dolewając wodę z termosu. Zwiedzamy plantację i wytwórnię yerba mate San Marias w miejscowości Virasoro. Przewodniczka obwozi nas busem po rozległym terenie, widzimy jak rosną sadzonki maty i herbaty, zwiedzamy pola z uprawami tych roślin i przetwórnię. Zadziwia znakomita organizacja pracy i dbałość o pracowników. Udostępnia im się mieszkania za darmo, aby szybciej zaoszczędzili na własne. Zakłada im się i prowadzi szkoły, udostępnia obiekty sportowe – korty tenisowe, basen. To tworzy szczególną więź z Argentynie, podobnie jak w całej Ameryce Południowej, odnajdujemy liczne dowody kultu maryjnego. Kapliczki z figurkami Marki Bożej z Itati, San Nicolas czy największego sanktuarium w Luján rozsiane są po całym kraju, na rondach, przy drogach. – Luján to nasza argentyńska Jasna Góra – mówi Walenty Mrozowicz, który mieszka tu od wojny. – Polscy księża organizują tu co roku w grudniu pielgrzymki, w 2010 odbyła po raz 101. – dodaje. Matka Boska z Luján jest patronką Argentyny. Jej wizerunek znajduje się w Basílica de Nuestra Seńora de Luján. Koronacji cudownej rzeźby dokonał w 1887 roku papież Leon XII. Budowę obecnej, neogotyckiej bazyliki ukończono w roku 1935. W jej podziemiach umieszczono kopie wizerunków Matki Bożej, czczonych na całym świecie, a wśród nich obraz Jasnogórskiej Madonny. Jan Paweł II odwiedził sanktuarium w Luján dwukrotnie: w 1982 roku, kiedy to wyprosił u Lujańskiej Pani zakończenie wojny o Falklandy, i w 1997. Obiekty sakralne w Argentynie świadczą o tym, że wiara była tu kiedyś żywa i powszechna. Dziś więcej jest obojętności. W miejscach kultu tłumów nie widać. Podobnie na niedzielnych Mszach jak się w policzek na przywitanie, radośnie pozdrawiają przejeżdżających turystów, spieszą z pomocą w razie potrzeby i chętnie pozują do wspólnych znani są z uprzejmości, także wobec obcokrajowców. Ich życzliwość, uczynność, przyjazne nastawienie i wrodzony optymizm są zupełnie wyjątkowe. Na słowo „Polonia” rozpromieniają im się twarze. A Polaków kojarzą przede wszystkim z Papieżem. A wizerunków Jana Pawła II tu nie Wanke-Jakubowska Materiał chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie wyłącznie za zgodą wydawcy. 27 czerwca 2015 Inteligenckie Buenos Aires i dzika Ziemia Ognista, żywiołowe tango i relaksująca yerba mate. Argentyna to fascynujący kraj przeciwieństw. Dowód? Z jednej strony Polacy zostali odznaczeni własnym świętem, z drugiej określenie "polacca" wciąż wzbudza uśmiechy i kojarzy się z prostytutkami, bo kiedyś tym fachem trudniły się często imigrantki z Europy Wschodniej. Skąd Polacy wzięli się w Argentynie? Już pod koniec XIX w. przybijały tam statki z przybyszami znad Morza Bałtyckiego. Polacy osiedlali się głównie w prowincji Misiones, niektórzy pozostawali w miastach i zatrudniani byli jako robotnicy w stoczni. Jeszcze przed II wojną światową, gdy do Argentyny zaczęła uciekać także inteligencja, Polacy mieli już własną gazetę oraz bank. Nic dziwnego, że po latach Argentyńczycy docenili jedną z największych mniejszości narodowych w swoim kraju. Dzień Polskiego Osadnika to święto państwowe, w trakcie całego tygodnia poprzedzającego wydarzenie w Argentynie organizowane są różnego rodzaju wydarzenia kulturalne związane z naszym krajem. Historia Argentyny pokazuje, że emigranci z Polski zasłużyli na swoje święto. Poszukajmy więc śladów polskości na odległym kontynencie. Choć to podróż palcem po mapie to w uszach brzmią dźwięki "Tanga Milonga" autorstwa Jerzego Petersburskiego zmieszane z prozatorskimi uniesieniami Witolda Gombrowicza. Obaj tworzyli w Buenos Aires, ale raczej nie można uznać ich za osadników, więc nie będziemy podążać utartą przez nich ścieżką. Wanda i błysk ametystów Co prawda w stolicy Argentyny wciąż funkcjonują kawiarnie "Tortoni" i "Gran Rex" (ta druga jest dziś salą koncertową), w których Gombrowicz oddawał się pasji gry w szachy i dyskusjom o literaturze. Pisarz chętnie uciekał jednak z ograniczającego jego kreatywność Buenos Aires (gdzie dziś istnieje pub Kraków). Wówczas wędrował choćby nad słynne wodospady Iguazu. "Szał się nie kończy, iż ta wściekłość trwa i będzie trwała, za tydzień, za rok, za sto lat. Najdziwniejszą rzeczą w Iguazu jest właśnie niesłychana i wprost niedopuszczalna trwałość wodospadu , który powinien by się urwać, wyczerpać, skończyć z powodu tak straszliwego zużycia energii... a jednak woda spada i spada z góry na dół, a piany i tęcze, światła, drżenia są na wieczność prawie" - zachwycał się na łamach "Wędrówek po Argentynie". Choć Gombrowicz wielkim pisarzem był, to tyle o nim. Argentyńczycy świętują w końcu Dzień Polskiego Osadnika. A historia pamięta Polaków, którzy oddziaływali na zmysły wzroku, smaku i dotyku w mniej literacki sposób, a mimo to potrafili sławić Argentynę na świecie. Skoro już jesteśmy przy bajecznych wodospadach Iguazu. Niespełna 40 km dalej leży… Wanda. Nieduża miejscowość położona jest w prowincji Misiones, graniczącej z Paragwajem i Brazylią. Wandę założyli polscy emigranci, którzy nieopodal odkryli kopalnię kamieni półszlachetnych. Skąd nazwa Wanda? Na cześć pierworodnej córki marszałka Józefa Piłsudskiego. Co ciekawe, trzy godziny drogi dalej, już po stronie brazylijskiej, leży wioska Quedas do Iguacu również założona przez Polaków. Dawniej zwano ją po prostu Jagodą, w tym przypadku od drugiego imienia kolejnej córki marszałka. Na ulicach Wandy słychać jeszcze czasem polskie zwroty i swojsko brzmiące nazwiska. W centrum miasteczka leży plac Republiki Polskiej, nieopodal stoi drewniany kościół zwany przez miejscowych Częstochową. W Argentynie mało kto wie o polskich śladach w tej części kraju, a Wanda kojarzona jest raczej z okoliczną kopalnią. Wydobywane tam kryształy górskie, ametysty i agaty. Za odkrycie złóż odpowiadają podobno Polacy. Zapach yerba mate W tej samej prowincji, 300 km drogi na południe, leży legendarna już posiadłość "La Cachuera". Historia tego miejsca sięga początku XX w., gdy niejaki Julian Szychowski rodem z Galicji ruszył na podbój egzotycznego kraju. Osiedlił się właśnie w prowincji Misiones, gdzie założył kuźnię. Polak uchodził jednak w okolicy za złotą rączkę i genialnego konstruktora. Mijały lata, a na jego farmie stanęły młyn, sortownia ryżu i co najważniejsze urządzenia do cięcia gałązek i liście yerba mate. To był pierwszy krok do założenia plantacji yerba mate i produkcji słynnej Amandy. Rodzinna firma Szychowskich przeżywała wzloty i upadki, po śmierci założyciela stanęła nawet na skraju bankructwa, ale dziś pozostaje uznaną marką. Fabryki "La Cachuera" produkują tony ryżu i yerba mate. Firma o polskich korzeniach jest czołowym eksporterem herbaty w Argentynie! Zobacz także: Buenos Aires: 12 rzeczy które musisz tu zrobić W miejscu, które polscy osadnicy musieli wykarczować szukając szczęścia na odległym kontynencie, stoi dziś muzeum im. Juana Szychowskiego. Można tam zobaczyć jego konstrukcje, ale też Brązowy Krzyż Zasługi, który założyciel fabryki otrzymał od rządu II RP. Najlepszym dowodem na wielkość Szychowskiego, swego czasu uznawanego w Argentynie niemal za geniusza, jest fakt, że dziś w Polsce można kupić yerba mate Amanda. Oczywiście reklamowaną jako najlepszy argentyński trunek produkowany na "polskiej plantacji"! Słodki smak miłości Nie samym yerba mate człowiek żyje. Dwa tysiące kilometrów od wspomnianej plantacji, nieopodal granicy z Chile mieści się San Martin de los Andes. W latach 60. poprzedniego wieku u stóp Andów osiedliła się para z Polski: Zbigniew Fularski, w młodości harcerz Szarych Szeregów i żołnierz Armii Krajowej i jego żona. Na przełomie pierwszej i drugiej dekady XXI w. o parze 90-latków z Polski było głośno w całej Argentynie. Gazeta "La Voz de los Andes" opublikowała nawet artykuł o nich pod znamiennym tytułem "Słodka historia miłości" oraz wywiad z wnuczką, która przejęła rodzinny biznes w postaci… fabryki czekoladek. Wszystko zaczęło się tak: Państwo Fularscy przez lata prowadzili sklep z czekoladkami w centrum San Martin de los Andes o znamiennej nazwie "Mamusia". Dziś ich "czekoladarnia" słynie z najlepszych pralinek w całym kraju, a osadnicy z Polski zostali nawet bohaterami filmu "Rastros polacos", opowiadającego o śladach polskiej emigracji właśnie w Argentynie. Jak widać Polacy zasłużyli na jeszcze jedno święto w kalendarzu. Koniecznie z czekoladą i yerba mate.

polskie nazwiska w argentynie